Bajka – „Gang Szczurzaków wyrusza do miasta”
Słońce powoli chowało się za lasem, wszędzie panowała wieczorna cisza. Wietrzyk poruszał lekko małymi listkami brzozowego lasku, za którym cichutko szumiał niewielki strumyk. Było cicho, sennie i spokojnie – wydawało się, że cała przyroda powoli szykuje się do snu….
Nagle … ! Rozległ się długi, przeciągły pisk, a chwilę po tym krótkie posykiwanie i cichy, łagodny świergot.
Pomimo, że dźwięki te nie były dostępne dla wszystkich zwierząt, w całej okolicy zawrzało:
– Co to, jak to, to już …? – pytały się nawzajem małe szare, brązowe i czarne stworzonka. Jedno przez drugie przekazywało sobie tą ważną informację, wszystkie porzucały wykonywane czynności i wyruszały
w umówione miejsce – na leśną polankę wśród brzóz.
To właśnie tam miało się odbyć, zapowiadane od dawna, szczurze zebranie. Kiedy już wszyscy przybiegli na polanę, na okrągły pniak wszedł najstarszy i największy szczur.
– Ciiiiszzaaaa! – ryknął z całych sił i dla lepszego efektu mocno uderzył kijem w ziemię. Kiedy ucichły wszystkie rozmowy przemówił donośnym i majestatycznym głosem:
– Jak wszyscy wiecie, jakiś czas temu wysłałem do miasta zwiadowców – w tym momencie wszystkie głowy obróciły się w stronę miasta, które w oddali świeciło milionem małych światełek. Znów rozległy się rozmowy, jednak po chwili kilkanaście tysięcy szczurzych oczek zostało zwrócone w przywódcę stada.
– Jest nas coraz więcej i zaczyna brakować jedzenia. Nie możemy żywić się jedynie roślinkami. Zwiadowcy wrócili przed chwilą i opowiedzą Wam co widzieli. To pomoże podjąć Wam decyzję – albo zostajecie tutaj, albo jutro skoro świt wyruszacie do miasta.
Na pniak wdrapał się teraz młodszy, jednak równie ogromny szczur. Wszyscy skupili na nim uwagę:
– Muszę przyznać, że nasza wyprawa była bardzo niebezpieczna. Zagrożeń jest tam o wiele więcej, niż tutaj. Pędzące samochody, rowery i motory, dziwne trutki porozkładane na wypadek naszej wizyty, czy wreszcie sami ludzie i zwierzęta domowe, które nie pałają do nas zbytnią sympatią. Ale oprócz tego muszę przyznać, że jest tam istny kulinarny raj. Ludzie wyrzucają jedzenie o jakim nawet nie śniliście. Wszędzie, pod całym miastem rozciągają się rurodajnie, gdzie wraz z wodą płynie wszystko: ziemniaki, mięsko, makarony, owoce, warzywa a nawet … słodycze … – tu zawiesił głos, rozmarzył się i z cieknącą ślinką zszedł z podwyższenia.
Wśród szczurów zawrzało. Wszyscy debatowali, czy wyruszyć tam, gdzie nie trzeba robić nic,
a jedzenie samo pcha się do pyszczków. Jedni byli za, inni przeciw i kiedy przywódca zarządził, aby ci którzy chcą iść do miasta przeszli na prawą stronę polany, zrobiło się niemałe zamieszanie.
Po lewej stronie zostały rodziny z małymi szczureczkami oraz szczurze babcie
i dziadkowie. Oni bali się ryzyka, woleli bardziej się napracować, ale własnymi siłami zdobywać jedzenie. Po prawej – cała reszta, a głównie Gang Szczurzaków, czyli ci, którzy nie lubili się przemęczać i którzy zawsze wybierali w życiu tę łatwiejszą drogę. Słynęli oni z tego, że uwielbiali podkradać innym zapasy, dlatego to głównie im zaświeciły się małe oczka. Nie były to dobre szczury. Nie robiły nic pożytecznego ani dla ludzi, ani dla przyrody. Nie były lubiane wśród innych szczurów, dlatego nikt zbytnio nie zmartwił się ich decyzją. Wszyscy w spokoju wrócili do swoich norek i tylko w siedzibie Szczurzaków wrzało do późnej nocy. Już ostrzyli sobie ząbki na darmowe jedzonko, nie przejmując się zbytnio niebezpieczeństwami, które niosła za sobą ta wyprawa.
Słońce nie zdążyło jeszcze umościć się porządnie na niebie, kiedy tysiące szczurów wyruszyło w stronę miasta. Tam, gdzie czekało na nich pyszne, darmowe jedzenie ..